Chiny i ich rola we współczesnym świecie

Jaka dziś jest rola Chin? Podczas gdy część lewicy świętuje wzrost ich siły, jako przeciwwagi dla Stanów Zjednoczonych, Jorge Martín wyjaśnia, że dokonała się w nich już pełna restauracja kapitalizmu, nadając Chinom wszystkie cechy wzrastającej potęgi imperialistycznej. „Wielobiegunowość” nie pomoże światowej klasie robotniczej, która chcąc zrzucić międzynarodowe kajdany kapitalizmu i imperializmu, polegać może jedynie na własnej sile.

[Source]

Artykuł ten jest transkrypcją wykładu wygłoszonego przez Jorge Martína na ubiegłorocznym Revolution Festival, corocznej szkole komunizmu organizowanej przez brytyjską sekcję Rewolucyjnej Międzynarodówki Komunistycznej.

Najpierw wyjaśnijmy jedną rzecz. W zachodnich mediach oraz wśród czołowych zachodnich imperialistów w Brytanii, USA i wszędzie indziej, bez przerwy trwa antychińska kampania. „Chiny są złe”, „Wszystko, co złe, robią Chiny” (w istocie robią to oczywiście także oni sami, choć to tutaj bez znaczenia), „Chiny są naprawdę bardzo złe”, „Chiny spiskują i manipulują”, widocznie ludziom w Westminsterze opłaca się takie mówienie, jak gdyby zasadniczo to samo co w Chinach nie działo się w ich kraju.

Dla jasności, to nie jest antychiński wykład. Ten wykład to komunistyczna próba zrozumienia, czym Chiny są i jaką rolę odgrywają we współczesnym świecie.

Jesteśmy internacjonalistami i nie popieramy własnych klas rządzących. W żadnym stopniu nie bronimy ich praw. Chcemy przeanalizować sytuację przez pryzmat interesów klasy robotniczej Chin i całego świata. Dla nas istotne jest zrozumienie wszystkich zależności i ich źródeł.

Punkt wyjścia brzmi: Chiny są krajem kapitalistycznym i to już od dłuższego czasu.

Staram się korzystać z oficjalnych danych rządowych. Nie uważam za konieczne podchodzenia do nich z nieufnością, ale trzeba je dobrze zrozumieć, jako że czasami definicje prywatnej, mieszanej czy państwowej firmy są nieco skomplikowane i niekoniecznie pokrywają się z tym, co my stwierdzilibyśmy na ten temat. Według oficjalnych chińskich statystyk sektor prywatny, restrykcyjnie definiowany jako firmy z mniej niż 10-procentowym udziałem państwa, w pierwszej połowie 2023 roku składał się na 40 proc. PKB. Jest to jeden ze wskaźników, na które możemy spojrzeć. Dodajmy, że był on najniższy od 2019.

Podczas pandemii sektor prywatny nieco się zmniejszył, a państwowy odpowiednio urósł. Sektor prywatny osiągnął rekordowe 55 proc. PKB ok. 2021 roku. Uważam jednak, że nie tylko jego czysty rozmiar należy brać pod uwagę, lecz również stronę, w którą ciąży wskazówka. Jaki jest kierunek tego procesu? W 2010 roku definiowany tak samo, jak wyżej, sektor prywatny zajmował jedynie 8 proc. PKB, podczas gdy dziś jest to ok. 50 proc.

Według oficjalnych danych ponad 80 proc. robotników przemysłowych pracuje w sektorze prywatnym. Składa się on też na 50 proc. eksportu, który jest bardzo ważną częścią chińskiej gospodarki, ważniejszą niż w wielu innych krajach.

W 2011 roku, gdy proces ten dopiero się rozkręcał, zaczynając się najwyżej 10 lat wcześniej, Shen Dayang, rzecznik chińskiego Ministerstwa Handlu stwierdził, że „Chiny zakończyły swoją przemianę z gospodarki planowej na rynkową”. Taka była oficjalna deklaracja państwa chińskiego w 2011 roku. Możecie czuć wobec niej ziarno nieufności, ponieważ kwestia „planowości” gospodarki wywołała kontrowersje w trakcie dyskusji przed przystąpieniem Chin do WTO. Niemniej jednak również ona daje nam pojęcie, jak wygląda sytuacja.

Można stwierdzić, że już od jakiegoś czasu chiński rząd niezaprzeczalnie broni i wspiera kapitalistyczne stosunki własności. Tak, Chiny są krajem kapitalistycznym, w którego gospodarce państwo odgrywa znaczącą rolę. Jest tak ze względu na historię i inne czynniki związane z ich transformacją z gospodarki planowej na rynkową. Niemniej, państwo to jest używane do obrony, zachowania i rozwijania kapitalistycznych stosunków własności.

To nie centralne planowanie jest dominujące w Chinach, ale raczej prywatny zysk. Tak funkcjonuje tamtejsza gospodarka po trwającym ponad trzydzieści lat procesie zmian.

Kolejnym interesującym czynnikiem jest chiński kapitał za granicą. Chińscy kapitaliści z innych krajów odegrali znaczącą rolę w rozwoju ich systemu w Chinach. Byli pierwszymi inwestorami w prywatne przedsiębiorstwa, sprowadzaniu fabryk do Chin itd. Jednak kapitał międzynarodowy również miał tutaj znaczenie. Był istotną częścią procesu nazwanego w latach 90. globalizacją, w ramach którego Chiny były włączane w światowy rynek kapitalistyczny.

Nadeszły wówczas ogromne inwestycje z Zachodu, który spostrzegł okazję zdobycia taniej siły roboczej w celu obniżenia kosztów produkcji. Dodatkowo proces ten wpłynął na tymczasowe obniżenie inflacji w zaawansowanych krajach kapitalistycznych. Był to ważny element ogólnej sytuacji społeczno-ekonomicznej w latach 90. i później.

Ważnym pytaniem do postawienia jest: jak Chiny z zacofanego, nierozwiniętego kraju, jakim były przed rewolucją roku 1949, stały się potężnym, nowoczesnym graczem na światowym rynku kapitalistycznym?

Teoria permanentnej rewolucji Trockiego zakłada, że burżuazja w krajach zdominowanych i w zacofanych krajach kapitalistycznych w epoce imperializmu, nie jest zdolna odegrać żadnej postępowej roli. Nie jest ona w stanie zrealizować zadań rewolucji burżuazyjnej – narodowej rewolucji demokratycznej.

Sprawy w Chinach potoczyły się jednak inaczej. Nie było tam klasy kapitalistycznej, która mogłaby dokonać takich przemian. To rewolucji chińska, która zniosła kapitalizm i zrealizowała podstawowe zadania narodowo-demokratyczne, przede wszystkim reformę rolną i wywłaszczenie posiadaczy ziemskich, a także zagadnienia narodowej jedności i suwerenności.  

Chiny w roku 1990 czy 2000 nie były już zacofane i zdominowane przez obce imperializmy, były niepodległym krajem, w którym wiele zadań narodowo-demokratycznej rewolucji zostało wykonanych dekady wcześniej. Na tej właśnie podstawie rozwinął się tam kapitalizm. Miały w tym udział również inne czynniki: silne państwo oraz wysoki poziom edukacyjny i kulturalny, które pozwolił Chinom na rozwinięcie wielu zaawansowanych technologii itd.

Nie tylko stały się one krajem kapitalistycznym, zmieniły także swój udział w światowym podziale pracy. Początkowo, jak już wspomniałem, był to kraj przede wszystkim zdominowany przez tanią pracę oraz eksport tanich produktów – zabawek, tkanin, urządzeń elektronicznych itp. Jednak cechy gospodarki chińskiej sprzed 20 lat mają z obecnymi niewiele wspólnego.

Sądzę, że obecnie obserwujemy ruch Chin w kierunku gospodarki opartej na wyższych płacach i zaawansowanej technologii. Przeciętne zarobki w rejonach miejskich Chin wynoszą obecnie 1300 dolarów amerykańskich według danych CEIC. Ta liczba, choć ukrywa liczne nierówności między sektorami i rozbieżności regionalne, czyniłaby zarobki chińskich robotników wyższymi, niż choćby rumuńskich, albańskich czy meksykańskich, wśród których poszukuje się aktualnie taniej siły roboczej.

Ma to swoje konsekwencje. Część firm (z różnych przyczyn, ale między innymi rosnących płac), w oddala się od Chin lub przynajmniej ich wysokorozwiniętych regionów na wybrzeżu w stronę regionów słabiej rozwiniętych, innych gospodarek Azji albo gospodarek bliższych rynkom, na których chcą one działać (takich jak Meksyk), gdzie mogą znaleźć tańszą siłę roboczą. To proces zwany „near-shoringiem” czy „friend-shoringiem” [przenoszenie działalności biznesowej bliżej docelowego rynku zbytu – przyp. tłum.].

Chińska gospodarka przyjęła wiele nowoczesnych technologii. W niektórych sektorach jest ona bardziej zaawansowana niż ta w rozwiniętych krajach kapitalistycznych. Przykład: pojazdy elektryczne – rosnący sektor kapitalistycznej produkcji. Pod żadnym pozorem nie jestem inżynierem, ale wiem, że najważniejszy w samochodzie elektrycznym jest nie silnik, ale bateria – bateria o odpowiedniej pojemności.

W Chinach istnieje firma CATL. Jest ona największym producentem baterii do pojazdów elektrycznych na świecie i kontroluje 34 proc. ich światowego rynku, zostawiając daleko w tyle konkurencję i zaopatrując wszystkich największych wytwórców samochodów elektrycznych, w tym Teslę, Forda i Volvo (które przy okazji nie należy już oczywiście do kapitału szwedzkiego, ale zostało wykupione przez kapitał chiński).

Jak Chinom udało się to osiągnąć? Po pierwsze, typowymi kapitalistycznymi metodami: kradnąc technologię, wysyłając tysiące uczniów na najbardziej prestiżowe uniwersytety w Wielkiej Brytanii czy USA, ładując potężne sumy w kampusy rozwojowe i badawcze oraz inwestując w sektory uważane przez nie za przyszłościowe, co zapewniło im przewagę nad innymi krajami.

To również efekt łączonego i nierównomiernego rozwoju światowego kapitalizmu. Niegdyś zacofana gospodarka może dzięki niemu skoczyć naprzód w niektórych sektorach. Chiny na przykład nigdy nie posiadały potężnego przemysłu wytwarzającego samochody spalinowe, tak jak kraje Zachodu, co ułatwiło im przejście do pojazdów elektrycznych. Podobnie proces ten przebiega w innych gałęziach produkcji.

Znaczenie Chin na świecie też uległo zmianie. Wyraźnie odgrywają one imperialistyczną rolę w światowej gospodarce i relacjach międzynarodowych.

Więc teraz, co oznacza imperializm? Kiedy mówimy o imperializmie z komunistycznego punktu widzenia, nie myślimy o powszechnie przyjętej definicji tego słowa obejmującej agresywną politykę zewnętrzną czy zbrojną agresję. To tylko część imperializmu.

Jeśli spojrzymy na definicję imperializmu według Lenina, to jego charakterystycznymi cechami, opisanymi w pracy „Imperializm jako najwyższe stadium kapitalizmu” są:

1) Koncentracja kapitału i produkcji na tak wysokim poziomie, że powstają monopole odgrywające kluczową rolę w życiu ekonomicznym. 2) Łączenie się kapitału bankowego z przemysłowym w „kapitał finansowy” należący do oligarchii finansowej. 3) Osiągnięcie kluczowego znaczenia przez eksport kapitału, w odróżnieniu od eksportu samych towarów. 4) Tworzenie się międzynarodowych stowarzyszeń kapitalistycznych monopolistów ekonomicznie dzielących świat między siebie oraz 5) Dokonanie politycznego podziału świata przez największe potęgi imperialistyczne.

Lenin definiuje imperializm jako stadium kapitalizmu. Mówi on o światowym systemie, a nie próbuje odpowiednio zaklasyfikować jeden kraj przez wypisanie pięciu myślników. Opisuje światowy system, podział Ziemi między największe mocarstwa imperialistyczne. Chiny według mnie, w mniejszym lub większym stopniu spełniają każdy z tych warunków i są obecnie częścią globalnego imperializmu.

Lenin w „Imperializmie” pisze także o nieuchronności wzrastania i upadania kolejnych potęg imperialistycznych:

W kapitalizmie podział stref wpływów, interesów, kolonii itd., dokonuje się jedynie na podstawie nagiej siły uczestników gry, ich generalnej siły ekonomicznej, finansowej, militarnej. Siła ta nie rośnie równomiernie, gdyż równomierny rozwój wszelkich przedsięwzięć, trustów, gałęzi przemysłu czy krajów jest w kapitalizmie niemożliwy. Pół wieku temu Niemcy były marnym, niewiele znaczącym krajem, gdyby porównać ich siłę do ówczesnej Brytanii, podobnie było z Japonią i Rosją. Czy możliwą jest niezmienność względnej siły potęg imperialistycznych na przestrzeni kolejnych dziesięciu lub dwudziestu lat? Nie ma się tu nawet nad czym zastanawiać.  

Przede wszystkim, jak już powiedziałem, Chiny są zdominowane przez monopole. Chińskie firmy są ogromne i dominują nad ogromną częścią całej krajowej gospodarki. Monopole te mają też znaczenie w gospodarce światowej.

Celem małej prezentacji możemy przywołać fakt, że wśród 500 największych światowych firm na liście Forbesa z 2023 roku 135 jest chińskich. Od ostatnich pięciu lat stale zajmują one szczyt listy. Stany Zjednoczone posiadają takich firm 136, a Japonia 41. Chiny zatem mają mniej więcej tyle samo wielkich przedsiębiorstw co USA.

Sektor finansowy dominuje również w chińskiej gospodarce. Nastąpiło więc w niej zlanie się kapitału przemysłowego i bankowego. Cechę tę widać bardzo jaskrawo. Choć istnieją różne miary tego procesu: ilość depozytów, wartość kapitalizacji, liczba pracowników, to jedna jest szczególnie uderzająca. Chiny są  ojczyzną czterech największych banków na świecie: Przemysłowo Komercyjnego Banku Chin, Chińskiego Banku Konstrukcyjnego, Banku Chin i Rolniczego Banku Chin. Odgrywają one znaczącą rolę w gospodarce Chin i całego świata.

Choć prawdą jest, że wspomniane banki są własnością państwa, to przez sposób, w jaki kapitalizm wyrósł w Chinach, funkcjonuje tam duży sektor „shadow bankingu”, którego wielkość według oficjalnego raportu z 2019 równa jest 86 proc. PKB – 12 bilionom dolarów.

Od jakiegoś czasu Chiny eksportują również kapitał. Jeśli spojrzymy na statystyki chińskiego eksportu kapitału, to jego wartość rośnie systematycznie od ok. 2005 roku, a szczególnie po  roku 2010. Jest ona aktualnie bardzo wysoka. Rzecz jasna, na przestrzeni ostatnich kilku lat miały miejsce zdarzenia takie jak pandemia COVID-19, związany z nią lockdown i przerwanie światowych łańcuchów dostaw. Zaburzyły one część z tych tendencji. Wcześniej jednak krzywa wyłącznie rosła. Wskazać można ponadto na rosnący od 2000 roku wskaźnik bezpośrednich inwestycji zagranicznych. Roczny przepływ przeznaczanego na nie przez Chiny kapitału skoczył z 2,7 miliarda dolarów w 2002 do 200 miliardów w 2016. Na przestrzeni około 15 lat wzrósł on stukrotnie.

Przywołam też trochę innych danych dotyczących 10 najwyżej rozwiniętych krajów i regionów, jako źródeł bezpośrednich chińskich inwestycji zagranicznych, a także akcji i rocznego przepływu inwestycji na rok 2015. Źródłem jest chińskie Ministerstwo Handlu.

Jeśli chodzi o giełdę, czyli zakumulowane, bezpośrednie inwestycje zagraniczne, to USA znajdowało się wtedy na szczycie z 23 proc. udziału w globalnej giełdzie bezpośrednich inwestycji zagranicznych. Chiny zajmowały 8 miejsce z jedynie 4,4 proc. Liczony jednak oddzielnie Hongkong znalazł się na 4 lokacie z 5,9 proc. całkowitego udziału w giełdzie. Jeśli chodzi o przepływ, a zatem całkowitą sumę przeznaczaną rocznie na bezpośrednie inwestycje zagraniczne, USA w 2015 ciągle zajmowało szczyt rankingu, posiadając 20 proc. udziału. Chiny były na drugim miejscu z połową tej liczby. Hongkong zajął 9 miejsce z 3,7 proc. Jeśli zsumujemy te dwa wyniki, otrzymujemy blisko 14 proc., a zatem liczbę nie tak daleką od bezpośrednich inwestycji zagranicznych USA w tym samym czasie. Wiele chińskich firm jest ponadto zarejestrowanych w Singapurze, skąd dopiero inwestują dalej, co znaczy, że nieznana część singapurskich inwestycji powinna być postrzegana jako inwestycje chińskie.

Oczywiście, bezpośrednie inwestycje zagraniczne to bardzo niepewny wyznacznik. Część z tych pieniędzy jest gromadzona w rajach podatkowych, takich jak Seszele, Kajmany itp. Jednak duża ich część rzeczywiście przeznaczana jest na inwestycje, fuzje i przejęcia. Chiny bardzo mocno promują inwestowanie swoich rodzimych firm w wykupowanie firm zagranicznych oraz zdobywanie w nich udziałów, do czego zaraz przejdę.

Chińskie wydatki na pomoc zagraniczną (która nie jest w istocie pomocą, tylko metodą uzyskania politycznego uznania lub uzależnienia od siebie słabszych krajów, a więc kolejną formą imperializmu) wynosiły początkowo niewiele, lecz rosną bardzo szybko. Urosły one z 600 milionów dolarów w 2003 do 2,3 miliarda w 2016. Liczba ta stawia chińską „pomoc zagraniczną” na poziomie państw kapitalistycznych średniego znaczenia, takich jak Australia czy Belgia.

Wreszcie, mamy kwestię podziału świata między główne mocarstwa kapitalistyczne, w którym Chiny zdecydowanie biorą udział. Zapewne słyszeliście o Inicjatywie Pasa i Szlaku, znanej również jako nowy Jedwabny Szlak. Jakie jest jej znaczenie? Chiny usiłują zabezpieczać drogi dostaw i handlu dla swoich produktów eksportowych, szlaki handlowe i źródła energii oraz zasobów dla swojego rozwoju przemysłowego. Zabezpieczają również pola inwestycji i wiążą liczne kraje w swoich strefach wpływów, poprzez eksport kapitału czy umowy handlowe itd.  

Bardzo wyraźnie postawiło to Chiny w konflikcie z USA. Widać obecnie wiele przejawów wojny handlowej między tymi państwami, która rozpoczęła się za prezydentury Trumpa, a kontynuowana jest pod rządami Bidena. To nie polityka partyzancka, to kapitalistyczna polityka klasy rządzącej USA. Przykładów jej nie trzeba długo szukać. Stany Zjednoczone choćby bardzo mocno wpływały na Wielką Brytanię celem udaremnienia budowy tam infrastruktury 5G. To dlatego, że Huawei, o którym większość z was może myśleć jako o wytwórcy tanich telefonów, jest teraz jednym z głównych graczy w światowej infrastrukturze 5G.

To przejaw bardzo gwałtownego rozwoju technologii. Chiny są obecnie na jego szczycie. Widzimy też inne przykłady wojny handlowej. USA mocno lobbują Brazylię przeciwko wpuszczeniu Huawei. Kanada aresztowała część kadry kierowniczej Huawei. To wszystko nie ma nic wspólnego ze szpiegostwem przemysłowym czy obawami dotyczącymi chińskich podsłuchów. Mogą być to, co najwyżej mało znaczące elementy układanki, której podstawą jest rywalizacja między różnymi kapitalistycznymi firmami.  

Przy okazji dowodzi to innej rzeczy. 20 lat temu niektórzy utrzymywali, że imperializm już nie istnieje, że mamy jedno „Imperium” – światowy zbiór firm dominujących wszystko bez żadnego powiązania z państwami narodowymi (twierdzili tak przykładowo: Hardt i Negri, Imperium, Harvard University Press, 2000). Nie, imperializm istnieje i podzielony jest między różne rywalizujące mocarstwa. Chiny bronią interesów Huawei na rynku światowym, USA Boeinga, a Unia Europejska Airbusa i robią to wszelkimi dostępnymi środkami.

Jak już powiedziałem, stawia to USA w konflikcie z Chinami. To bardzo jasne i konflikt ten przejawia się na wielu polach. Chiny nie używają siły zbrojnej dla zabezpieczenia swoich interesów… na razie. Dlatego niektórzy twierdzą: „Oh, ale chińskie inwestycje w Afryce są przyjazne, nie tak jak poczynania innych imperialistów, którzy organizują zamachy stanu i wysyłają statki z bronią”. Tak, to prawda, takie środki jeszcze nie są stosowane przez Chiny. Nie oznacza to jednak, że chińskie inwestycje mają choć trochę inny charakter, niż imperialistyczne inwestycje innych krajów.

Chiny nie realizują swoich interesów siłą zbrojną, bo nie są jeszcze do tego zdolne. Są one znacznie słabsze niż USA, jeśli chodzi o wojsko, choć nadrabiają to w niektórych dziedzinach. Stany Zjednoczone budowały swoją potęgę wojskową na całym świecie przez długi czas. Chiny zatem korzystają przede wszystkim ze środków takich jak dyplomacja i finanse.

Trzeba jednak zauważyć, że Chiny zbudowały już na przykład bazę wojskową w Dżibuti. Dżibuti jest, rzecz jasna, punktem kluczowym dla światowego handlu, położonym przy samym Morzu Czerwonym. Kilka z budowanych lub już ukończonych w ramach Inicjatywy Pasa i Szlaku portów ma potencjalnie dwojakie, wojskowo-cywilne zastosowanie.

Część z podobnych zarzutów to amerykańska propaganda, ale część jest potencjalnie prawdziwa. Klasyczny wzorzec chińskiej bezpośredniej inwestycji zagranicznej wygląda następująco: chiński bank państwowy pożycza pieniądze krajowi A, kraj A rozwija za te pieniądze infrastrukturę; buduje tamę, elektrownię wodną, linię kolejowe, zwiększa zdolność obsługi wielkich statków przez port itp. Projekty te zazwyczaj są realizowane przez chińskie firmy konstrukcyjne, infrastrukturalne, kolejowe. Następnie operują one tym projektem, na przykład chińska firma kolejowa steruje koleją, wkracza duża chińska firma zajmująca się oprogramowaniem itd. Następnie, kraj A w zamian za inwestycję, która przyjmuje formę pożyczki, jest wobec Chin zadłużony. Chiny w ten sposób zdobywają prawo do wykorzystywania jego minerałów lub innych surowców, korzystne układy handlu mięsem lub soją, czy też dowolne inne ustępstwo ekonomiczne. Te projekty infrastrukturalne, co ciekawe, wiążą surowce posiadane przez kraj A z portami, z których są one bezpośrednio transportowane do Chin.

Projekty te następnie stają się zabezpieczeniem przyjętego długu i kiedy kraj, do czego często dochodzi, jest niezdolny do spłacenia długu, Chiny przejmują kontrolę nad wybudowaną przez siebie uprzednio infrastrukturą. Wszystko to tworzy stosunki i polityczną zależność, których opisać nie można inaczej, niż jako tych między krajem imperialistycznym a krajem przez niego zdominowanym.

Ma to miejsce wszędzie: w Ameryce Łacińskiej, w Afryce, w wielu krajach azjatyckich. Przykłady można podawać w nieskończoność.

Przykładowo, Chiny rozwinęły sieć inwestycji w porty dookoła świata, uważanych przez nie za kluczowe dla łańcuchów dostawczych. Jeśli spojrzycie na mapę, z pewnością będziecie w szoku. Ja zdecydowanie byłem. (Zobacz: China has acquired a global network of strategically vital portsWashington Post, 6 listopada 2023).

Chiny kontrolują obecnie lub ma swój udział (w niektórych przypadkach mały, 10 czy 30-procentowy, a w innych gwarantujący pełną dominację) we wszystkich głównych, światowych pasach dostawczych: Cieśninie Malakka, Malezji, Singapurze, Indonezji oraz, rzecz jasna, porcie na Sri Lance. Zbudowały one też port w Gwadarze w Pakistanie, co oznacza, że będzie istnieć należący do nich szlak lądowy przez Azję Centralną. Co ciekawe, wszystko to omija Indie – tradycyjnego wroga Chin w relacjach światowych. Od Gwadaru przechodzimy do portu w Dżibuti, o którym już wspomniałem, zbudowanego i posiadanego przez chińską firmę. Po drugiej stronie Morza Czerwonego zaś mamy port Aden, w który Chińczycy również inwestują.

Od strony Morza Śródziemnego mamy porty w Egipcie, u ujścia Kanału Sueskiego i port Hajfa w Izraelu. Port Pireus w Grecji jest w całości własnością chińskiej firmy Cosco. Można też wspomnieć o portach w Maroku, na północy Włoch, porcie w hiszpańskiej Walencji i porcie w Algierze.

Chińskie porty znajdują się również w Bilbao, Francji, Belgii (jeden z największych portów świata ulokowany w Rotterdamie). Niedawno ogłoszono, że Chiny będą inwestować w port w Hamburgu oraz inne trasy dostaw.

Przed wybuchem wojny na Ukrainie Chiny inwestowały w porty w Odessie i Mikołajewie, które teraz, oczywiście, nie będą zbyt użyteczne. Jednak nawet tam dotarł już ich imperializm.

Po drugiej stronie Pacyfiku widzimy chińskie inwestycje w porty w Los Angeles i Seattle, dwa największe na amerykańskim wybrzeżu tego oceanu. Chiny budują teraz nawet port w Chancay w Peru, który przyspieszy handel między nimi a krajami Ameryki Południowej o pięć do dziesięciu dni.

Zatem tak właśnie mają się sprawy, jeśli chodzi o dążenia Państwa Środka. Chiny chcą zabezpieczyć swoje szlaki handlowe i dostawcze, co nie jest żadnym „złym, chytrym knuciem intryg”, ale raczej typowym zachowaniem państwa imperialistycznego, chcącego realizować swoje światowe ambicje.

Dam wam pewien przykład. Zambia, kraj w południowej Afryce pozbawiony dostępu do morza, bogaty w miedź. Chiny oczywiście inwestują tam i zdobyły prawo do jej wydobywania. Zambia ma teraz wobec nich znaczny dług. Chiny zbudowały i odnowiły linię kolejową łączącą kopalnie w Zambii z portem Dar es Salaam w Tanzanii, by wydobywać tamtejszą miedź.  

Kluczowym regionem dla gospodarki światowej, jeśli chodzi o surowce mineralne, jest środkowa Afryka, zwłaszcza Kongo, gdzie wydobywa się dużo kobaltu, ale także innych minerałów ważnych dla rozwoju technologii. I zgadnijcie co: Chiny, rzecz jasna, budują szereg linii kolejowych łączących wybrzeże Oceanu Indyjskiego z Kongo, Rwandą, Malawi, Ugandą i Burundi oraz kolejne łączące Kenię z Dżibuti itd. Zamysłem tych działań jest zapewnienie odpowiedniego, szybkiego sposobu eksploatacji tych rzadkich surowców we wszystkich ważniejszych miejscach świata. Od Nairobi do Mombasy, z Addis Abeby do Dżibuti, jest wiele innych przykładów.

Ekwador ma potężny dług wobec Chin, tak samo, jak Tanzania czy Sri Lanka itd.

To samo dzieje się w całej Ameryce Południowej. Jakieś dwa lata temu Chiny zostały głównym partnerem biznesowym tego kontynentu. Jest to wysoce niebezpieczne z punktu widzenia imperializmu amerykańskiego. Około 200 lat temu ogłoszono doktrynę Monroe. Głosi ona hasło: „Ameryka dla Amerykanów”, co oznacza, że obydwie Ameryki są podwórkiem imperializmu USA i żadne inne mocarstwa imperialne nie będą w ich sprawach dopuszczane do głosu. Jednak teraz Chiny stały się głównym partnerem biznesowym jednego z kontynentów amerykańskich, w szczególności Chile, Argentyny, Ekwadoru, Peru, Brazylii i Boliwii.

Jaki jest charakter handlu z tymi wszystkimi krajami? Chiny kupują surowce, miedź, wieprzowinę, wołowinę, ropę naftową, benzynę, lit, soję (przyczyniając się przy okazji do wylesiania całych regionów Ameryki Południowej), a sprzedają dobra przemysłowe, maszyny, wyposażenie transportowe czy chemikalia – swoje główne towary eksportowe.

W tym samym czasie Chiny lokują swoje pieniądze w Ameryce Łacińskiej za pomocą bezpośrednich inwestycji zagranicznych. Chiny kupiły sieci elektroenergetyczne w wielu ze stanów Brazylii, a prywatne chińskie firmy zajmujące się pojazdami elektrycznymi – BYD i Great Wall Motors, kupiły właśnie dwie duże fabryki samochodów w Brazylii, jedną posiadaną niegdyś przez Forda, drugą przez Mercedesa. Dwie imperialistyczne, zachodnie firmy opuściły Brazylię i zostały zastąpione przez swoje chińskie odpowiedniki, które będą produkować samochody elektryczne.

Nawiasem mówiąc, BYD jest aktualnie największym producentem samochodów elektrycznych, choć dane te mogą być nieco mylące, jako że BYD produkuje zarówno pojazdy elektryczne, jak i hybrydowe, natomiast ich główny konkurent – Tesla, wytwarza tylko te pierwsze. Nie jest to więc do końca prawda, ale są blisko. [Od napisania tego tekstu BYD zdążyło przegonić Teslę w produkcji samochodów czysto elektrycznych].

Sądzę, że podane fakty i liczby jasno wykazują imperialistyczny charakter Chin. Ma to określone konsekwencje i nakazuje patrzeć na nie w konkretny sposób. Niektórzy twierdzą, że rola odgrywana przez Chiny w gospodarce światowej jest pozytywna, a nawet postępowa, ponieważ daje nam nadzieje na wielobiegunowy świat, wolny od kompletnej dominacji USA. Są to, jak mówią, dobre wieści dla narodów świata, zwłaszcza tych w uciskanych krajach, które miałyby dzięki temu zdobyć przestrzeń do rozwoju.

Jest to jednak kompletnie błędne założenie. Klasa robotnicza nie odczuje żadnej korzyści ani w rozwiniętych krajach kapitalistycznych, ani w dominowanych krajach kapitalistycznych, dzięki zmianie świata podporządkowanego interesom jednej potęgi imperialistycznej, na świat podzielony między ich większą liczbę, toczącą nieustanną walkę o wpływy w kolejnych krajach. Nie poprawi to sytuacji robotników, chłopów i ubogich, uciskanych narodów naszego globu. Przyniesie to tylko więcej konfliktów.

Jeśli ktoś uczestniczył we wczorajszej dyskusji o sytuacji w Afryce i francuskim imperializmie, to będzie mógł z łatwością zauważyć, że to wielobiegunowość to żadna poprawa. W interesie światowej klasy pracującej jest walka przeciw wszelkim imperializmom, nie walka o doprowadzenie ich sił do równowagi. Niemniej, prawdą jest, że ze względu na większy udział Chin w gospodarce światowej, niektóre kraje próbują balansować między mocarstwami i dążą do pewnych zmian przynależności w sojuszach.

Przykładowo, widzimy obecnie grupę niegdysiejszych bliskich sprzymierzeńców USA, wręcz ich marionetek, takich jak Arabia Saudyjska, Turcja, czy nawet Brazylia, próbujących teraz odgrywać w polityce światowej bardziej niezależną rolę. Nie oznacza to, że Arabia Saudyjska zerwała wszelkie więzy ze Stanami Zjednoczonymi. Nie, próbuje ona grać siłą Chiny przeciw USA, celem zyskania dla siebie samej przewagi. To żadna korzyść dla arabskich robotników, żyjących nadal pod jarzmem półfeudalnej, reakcyjnej monarchii. Wielu z nich to zagraniczni imigranci pozbawieni praw, ciężko wyzyskiwani za żałosne pieniądze. Natomiast w wojnie rosyjsko-ukraińskiej widać skłanianie się Arabii w stronę Rosji, by utrzymać odpowiednio wysokie ceny ropy i handel z tym mocarstwem na odpowiednim poziomie.

W relacji amerykańsko-arabskiej istnieją też inne czynniki. Stany Zjednoczone są obecnie niemal samowystarczalne, jeśli chodzi o ropę. W przeszłości tak to nie wyglądało. Jeśli interesowaliście się sytuacją światową w ostatnim czasie, to nie sposób nie zauważyć zawartego między Arabią Saudyjską a Iranem porozumienia, w którym pośredniczyły Chiny. Świadczy to, że USA nie gra już dominującej roli na Bliskim Wschodzie. To samo pokazała wojna w Syrii.

Postawmy jasno kolejny fakt, każdy proces ma swoje określone ograniczenia. Nie mówimy, że wpływ i potęga Chin na świecie nieustannie rosną i wkrótce prześcigną USA. Nie twierdzimy tak. Nie robimy tego właśnie przez określone limity każdego procesu, które naszym zdaniem chińska gospodarka teraz, mniej więcej, osiągnęła.

Chińska gospodarka przez lata inwestował w formowanie wielkiego kapitału, budowę maszyn, fabryk i przemysłu, a teraz zbliża się do kapitalistycznego kryzysu nadprodukcji. Produkuje zbyt wiele samochodów, za dużo stali, za dużo wszystkiego, nie mając jednocześnie gdzie sprzedać tych dóbr. To klasyczny kryzys w kapitalizmie.

To także kryzys spadkowej tendencji stopy zysku. Ta sama ilość inwestycji w chińską gospodarkę nie wywołuje już takiego wzrostu PKB jak kiedyś. Chiny ciągle rosną, ale zdecydowanie nie w tym tempie co kiedyś.

Są też inne czynniki. Gospodarki USA i Chin są powiązane w ogromnym stopniu. W związku z tym amerykańskie firmy naturalnie pragną uniknięcia wojny handlowej. Przykładowo, Foxconn zbudował potężne przedsiębiorstwo przemysłowe w Chinach, które obecnie wytwarza większość telefonów Apple używanych na zachodzie. Jest oczywiście niechętny wojnie handlowej, podobnie jak inne, liczne firmy, grające tym samym rolę czynników powstrzymujących.

Od czasu do czasu widzimy zachodnich przywódców, udających się do Chin na konferencje handlowe z zamiarem odbudowania normalnych relacji dyplomatycznych.

Wreszcie, Stany Zjednoczone, jako światowy imperializm podupadają na znaczeniu, ale jest to ciągle upadek względny. Czasem słyszy się: „Chiny już prześcignęły USA pod kątem gospodarki albo zaraz to zrobią”. Możliwe, lecz Chiny mają dużo większą populację. Oznacza to, że generalna produktywność pracy w USA nadal jest wyższa, co zgrywa się z nierównym poziomem rozwoju Chin. Diametralnie różni się on w rejonach przybrzeżnych, gdzie dokonuje się większość kapitalistycznego rozwoju, od tego w głębi kraju, gdzie rozwój nadal pozostaje w tyle.

Jeśli chodzi o potęgę wojskową, USA ciągle dominuje. Chiny posiadają na przykład tylko 2 lotniskowce, podczas gdy ich rywal 11. Sprawa ma się podobnie na wielu innych płaszczyznach. Myślę zatem, że chociaż ten stan rzeczy faktycznie skutkuje wzrostem napięć oraz ryzyka regionalnych konfliktów, to nic nie wskazuje, by Chiny – stawiające czoła swoim własnym ograniczeniom – miały w najbliższej przyszłości przegonić Stany Zjednoczone.

Na koniec chciałbym odpowiedzieć na pytanie: jakie jest stanowisko komunistów w tej kwestii? Jest ono jednoznacznie i brzmi: główny wróg klasy robotniczej jest w domu. W Brytanii czy USA naszym głównym wrogiem nie są Chiny. Naszym wrogiem jest klasa panująca w naszym kraju. Naszymi sojusznikami natomiast są robotnicy całego świata, w tym robotnicy w Chinach.

To ciekawa kwestia: warunki materialne w Chinach wytworzyły potężną klasę robotniczą, niemającą bojowego doświadczenia. Ostatnio odbyło się wiele strajków, powstań i eksplozji społecznych, ale chińska klasa pracująca nie ma długoletniej historii działania partii reformistycznych czy związków zawodowych. Jest młodą klasą robotniczą. Duża jej część to migranci ze wsi w pierwszym pokoleniu. Pracują przy tym w warunkach wysokiego wyzysku.

Kiedy przywołałem ten fakt, być może część z was dostrzegła podobieństwo do sytuacji z 1917 roku w Rosji, albo Hiszpanii w 1970, albo Brazylii w 1980. Klasa robotnicza pierwszego pokolenia żyjąca w warunkach dyktatury, bez legalnych związków zawodowych czy wyrazu politycznego, w warunkach wysokiego wyzysku, której położenie uległo drastycznym zmianom w krótkim czasie. Do czego to prowadzi? Do rewolucyjnej eksplozji.

To właśnie szykuje się w Chinach. Naszym zadaniem jest dotarcie do chińskiej klasy pracującej i włączenie jej w walkę o globalne obalenie kapitalizmu i imperializmu. Naszym zadaniem nie jest świętowanie, że będzie więcej krajów imperialistycznych, a świat nabierze wielobiegunowości, ale wzmacnianie naszej determinacji w walce przeciwko kapitalizmowi i imperializmowi, które są głównym źródłem wojen i wyzysku, przeciwko systemowi, który dawno już utracił jakikolwiek postępowy potencjał.

Join us

If you want more information about joining the RCI, fill in this form. We will get back to you as soon as possible.